Niezwykłe zdarzenia z mojego życia


Strona główna O mnie Moje obserwacje UFO Niezwykłe zdarzenia z mojego życia Niezwykłe sny Niezwykłe historie z pogranicza nieznanego Zjawisko abductions Orby – świetliste kule na zdjęciach fotograficznych Tajemnicze twarze uchwycone na zdjęciach UFO uwiecznione na moich zdjęciach UFO zarejestrowane na moich filmach Józef – mój były bliski przyjaciel Pytania ogólne Rekomendacje


Wszystkie niezwykłe zdarzenia z pogranicza nieznanego, które miały miejsce w moim życiu i które opisałem na tej podstronie, są prawdziwe i choć wydają się nieprawdopodobne, zaistniały w rzeczywistości. Niczego nie wymyśliłem, nic nie dodałem, nic nie ująłem i myślę, że niczego nie przeoczyłem.

Przerwana podróż na odległą planetę

Któregoś razu, kiedy mieszkałem w swojej kawalerce w Świebodzinie, przebudziłem się w środku nocy i nagle, będąc w stanie zmienionej świadomości lub rzeczywistości, poczułem niezwykłą chęć przeniesienia się na zupełnie inną planetę odległą o wiele lat świetlnych, planetę, która podświadomie wydawała się być znajoma i zamieszkana przez inne istoty żywe. Z jakichś nieznanych mi bliżej powodów miałem się przenieść na inną planetę, oczywiście w formie bezcielesnej z zachowaniem pełnej świadomości. Niestety, nie pojawiłem się na tej planecie, a to dlatego, że po prostu lub najzwyczajniej w świecie przerwałem nić łączącą mnie z tą planetą. Dlaczego? Odpowiedź jest oczywista. Bo obawiałem się, że nie znajdę drogi powrotnej do swojego ciała.

Stan błogości i bezwarunkowa miłość w najczystszej postaci

Zdarzyło mi się co najmniej kilka, jeśli nie kilkanaście razy w życiu doświadczyć i poczuć czyjąś obecność, podczas której na ogół... czułem niepojętą, wszechogarniającą, nieskończoną i bezinteresowną miłość w najczystszej postaci, miłość, która głęboko przenikała i przepełniała mój umysł, moje serce i moją duszę. Podczas tej niepojętej, boskiej miłości połączonej z błogim, kojącym, spokojnym stanem zawsze czułem, że jestem kochany, a do tego kimś wyjątkowy, kimś, kto jest częścią wielkiej i niezgłębionej miłości. Ta niewidzialna, emanująca nieziemską miłością postać na ogół dawała o sobie znać w godzinach nocnych podczas snu lub kiedy zapadałem w sen. W moim odczuciu była to istota na wysokim poziomie duchowym, istota przewyższająca nas technolo-gicznie i duchowo o lata świetlne, istota pochodzącą z innego świata lub wyższego wymiaru.

Tajemnicze głosy

Pewnego razu, kiedy mieszkałem jeszcze w Świebodzinie, wybrałem się w odwiedziny do pewnych znajomych, u których zostałem na noc. Kiedy rano się przebudziłem, słyszałem wyraźną rozmowę, podczas której usłyszałem imię Marek. Przez chwilę zastanawiałem się, o jakim Marku rozmawiają moi znajomi, a to dlatego, że nie znam żadnego Marka ze Świebodzina. Byłem przekonany, że moi znajomi wstali wcześnie rano i po prostu ucięli sobie poranną pogawędkę. Potem rozmowa nagle ucichła, co wydało mi się dziwne. Kiedy otworzyłem oczy i wstałem na równe nogi, okazało się, że wszyscy domownicy jeszcze spali. Ja razem z moimi znajomi spaliśmy w dużym pokoju. Te głosy, któ-re... słyszałem, dobiegały z sąsiedniego, małego pokoju, w którym jeszcze spali chłopaki (synowie moich znajomych). Wszystko wskazuje na to, że te tajemnicze głosy, które wyraźnie słyszałem, były głosami zmarłych osób, które być może lub przypuszczalnie za życia mieszkały w tym budynku.

Tajemnicze światło niewiadomego pochodzenia

Któregoś razu wybrałem się na wieczorny spacer, żeby się wyciszyć, dotlenić i przy okazji uwiecznić na zdjęciach coś ciekawego i niezwykłego zarazem. Tak naprawdę polowałem na orby, które zamanifestowały się na kilku moich zdjęciach. Byłem tak mocno skupiony na robieniu zdjęć, że nie miałem poczucia czasu. Było już zupełnie ciemno, a ja nadal robiłem zdjęcia na łonie natury. W pewnym momencie postanowiłem wejść w otwarte pole uprawne, na którym robiłem zdjęcia przy użyciu flesza, czyli lampy błyskowej. Po kilku zrobionych zdjęciach nagle, zupełnie niespodziewanie, pojawił się znikąd tajemniczy błysk światła zbliżony do flesza i w tym momencie wystraszyłem się, i to nie na żarty. Wyglądało to tak, jakby ktoś stał blisko mnie i zrobił mi jedno zdjęcie z użyciem lampy błyskowej (?!). Chciałbym zaznaczyć, że tego pamiętnego dnia wybrałem się na spacer sam i wokół mnie nie było zupełnie nikogo! Dodam, że do niezwykłego zdarzenia doszło w okolicach Nowej Soli, gdy znajdowałem się na otwartej przestrzeni, czyli na łonie natury.

Dwie tajemnicze postacie

We wtorek, 19-go marca 2018 roku o godzinie 17:06 w Nowej Soli wsiadłem do pociągu relacji Wrocław – Zielona Góra. W tym dniu jechałem do Zielonej Góry do pracy na nocną zmianę (wówczas pracowałem w US jako ochroniarz). W przedziale wagonu kolejowego siedziałem w milczeniu sam i prawie z twarzą przyciśniętą do szyby obserwowałem przemykający za oknem krajobraz, który podziwiałem. W pewnym momencie, zupełnie niespodziewanie, moim oczom ukazały się dwie tajemnicze postacie małego lub średniego wzrostu, które wyglądały identycznie. Stały nieruchomo w jedynym miejscu i były odziane w czymś, co przypomina lub przywodzi na myśl habity, które zdawały się być koloru brunatnego, z tą różnicą, że górna część odzienia była chyba biała. Te dwie humanoidalne postacie, które w pierwszej chwili wziąłem za ludzi, stały na skraju lasu blisko torowiska. Mimo to nie widziałem ich twarzy, a to dlatego, że pociąg jechał dość szybko. Miałem bardzo silne, nieodparte uczucie, że nie byli to ludzie, tylko tajemnicze istoty, które zostały zauważone przeze mnie dokładnie na trasie kolejowej między Niedoradzem a Starym Kisielinem.

Tajemniczy dotyk

Do tego zdarzenia w postaci zjawiska niewyjaśnionego, które poniżej opisałem, doszło w wynajmowa-nym mieszkaniu, w którym mieszkam od września 2020 roku. Jest to mieszkanie usytuowane na trzecim piętrze budynku. Dodam, że całe niezwykłe zdarzenie miało miejsce podczas godzin nocnych...

Pewnej pamiętnej nocy obudził mnie czyjś dotyk dłoni, który bardzo mnie zaniepokoił i dał dużo do myślenia. Gdy spałem na wznak (ułożenie ciała do nocnego wypoczynku na plecach) z odsłoniętymi stopami, wyraźnie czułem dotyk tajemniczych rąk na moich nogach. Ten tajemniczy dotyk dokładnie czułem w okolicy kostek nóg. Wyglądało to tak, jakby ktoś chwycił mnie za dolne części nóg, mocno zaciskając palce, po czym owe tajemnicze ręce oderwały się od moich nóg. Ten dotyk czyiś rąk na moich nogach był tak wyczuwalny, że do dziś przeraża mnie myśl, gdy o tym sobie przypomnę.

Nasuwa się pytanie, kto i dlaczego chwycił lub złapał mnie za nogi? Myślę, że był to duch (byt niematerialny), duch człowieka, który przypuszczalnie za życia mieszkał w tym mieszkaniu. Podej-rzewam, że mogła być to nieżyjąca już żona właściciela mieszkania. Gdy wprowadziłem się do tego mieszkania, żona właściciela mieszkania przebywała w szpitalu, w którym niedługo potem zmarła.

Odwiedziny czworonożnego przyjaciela

Pewnej nocy przebudziłem się z uczuciem czyjejś obecności. Przebudziłem się, bo coś wskoczyło na moje łóżko i chodziło po mojej kołdrze (wyraźnie wyczuwałem ugniatanie pościeli). To coś było blisko mojej twarzy. Szybko zdałem sobie sprawę, że to nie coś, tylko nieżyjący już pupil moich znajomych, z którymi niegdyś miałem dobry kontakt. Ten ich pupil, a mój czworonożny przyjaciel wabił się Fredek. Był miniaturowym i bardzo pociesznym pieskiem, którego dość często brałem na długie spacery, podczas których lubił biegać za piłeczkami, ale najczęściej za patykami, które mu rzucałem. To była ulubiona zabawa Fredka, za którym do dziś tęsknię. Skąd ta pewność, że to był Fredek? Odczytałem to po psiej mowie ciała, czyli jego ruchach i charakterystycznym sapaniu, które też słyszałem. Nie od dziś wiadomo, że każdy pies ma swój temperament i swoje charaktery-styczne cechy oraz indywidualne wymagania. Po jakimś czasie Fredek po raz drugi mnie odwiedził, wskakując na moje łóżko, na którym okazywał swoje zadowolenie i niesamowitą radość. Jako ciekawostkę chciałbym dodać, że wspomniany i nieżyjący już Fredek był chowany z innym czworono-giem, który wabi się Antoś. Gdy odszedł Fredek, Antoś w swojej budzie obejmował swoimi przednimi łapami Fredka, którego bardzo opłakiwał. Antoś, którego też brałem na spacery, przez trzy dni nic nie jadł i nic nie pił. Taką informację przekazała mi właścicielka tych czworonogów.

Co się stało z samolotem?!

W dniu 8-go października 2021 roku w Nowej Soli stała się rzecz niebywała, która do dziś nie daje mi spokoju. W tym dniu około godziny 15 byłem w kuchni, z której usłyszałem charakterystyczny dźwięk małego samolotu, dlatego otworzyłem okno, żeby się lepiej przyjrzeć samolotowi. To był samolot jednopłatowiec, który leciał ze wschodu na zachód, kierując się w stronę mojego bloku, w którym mieszkam od niedawna. Tak się składa, że okno w kuchni mam od strony wschodniej, a balkon mam od strony zachodniej. Po kilku lub kilkunastu sekundach pobiegłem po aparat fotograficzny, z którym udałem się na balkon, z którego miałem nadzieję ujrzeć na niebie ten sam samolot, który powinien był przelecieć nad moim blokiem mieszkalnym. Niestety, ale tak się jednak nie stało. Będąc na balkonie nie tylko nie widziałem tego samolotu, ale nawet nie słyszałem najmniejszego dźwięku! Ponownie udałem się do kuchni, po czym otworzyłem okno, ale po samolocie nie było żadnego śladu! Co się mogło z nim stać?! Nie mam najmniejszego pojęcia. Jak już wspomniałem, kuchnię mam od strony wschodniej, czyli po stronie, po której widziałem na dziennym niebie mały samolot, który leciał w kierunku zachodnim zbliżając się w stronę mojego bloku. Natomiast balkon, z którego spoglądałem w niebo, mam po tronie zachodniej. Dość często spoglądam w niebo, które obserwuję z mojego balkonu, najczęściej w godzinach popołudniowych i wieczornych, kiedy zachodzi słońce. Z balkonu widziałem wiele razy przelatujące samoloty, ale nie znikające z oczu!

Czy obok mnie przeleciał skrzydlaty elf?

Kilka lat temu będąc na łonie natury coś niewidzialnego przeleciało bardzo blisko mnie. Wyraźnie słyszałem świt czegoś przelatującego. To coś, cokolwiek to było, przeleciało blisko mojego prawego ucha. Myślałem, że to jakiś ptak przeleciał blisko mojej głowy, ale nie zauważyłem żadnego ptaka w bliskiej odległości ode mnie! Kilka minut wcześniej, zanim usłyszałem ten dziwny świst, z daleka zobaczyłem mojego kolegę na rowerze. Krzyczałem do niego, ale on kompletnie mnie nie słyszał, co wydało mi się dziwne, bo nie dzieliła nas aż taka duża odległość. Przy sobie miałem aparat..., którym zrobiłem zdjęcie koledze. Rysiek, bo tak ma na imię ten mój kolega, był już dość daleko ode mnie, więc skorzystałem z zoomu optycznego (to rozwiązanie, które pozwala na uzyskanie zbliżenia obiektu bez fizycznego przybliżania się). Na owym zdjęciu oprócz wspomnianego kolegi było coś jeszcze, coś dziwnego i tajemniczego, coś, czego nie widziałem gołym okiem. Być może zabrzmi to dziwnie i niewiarygodnie, ale to coś porównałbym do skrzydlatego elfa. Ten mały stworek ze skrzydłami był w locie i znajdował się w bliskiej odległości od mojego kolegi, który w tym czasie jechał rowerem. Ten dziwny i tajemniczy stworek wyszedł na zdjęciu dość niewyraźnie (był lekko zamazany), dlatego pozbyłem się tej fotografii bezpowrotnie i teraz żałuję.

Czy elfy – malutkie, skrzydlate, niewidzialne istoty istnieją?
Na to konkretne pytanie znajdziesz odpowiedź tutaj.

Do tego niezwykłego zdarzenia doszło w 2019 lub 2020 roku w okresie letnim i miało miejsce w okolicach Starej Wsi, która położona jest nad rzeką Odrą koło Nowej Soli. Dodam, że Stara Wieś otoczona jest otwartą, wolną przestrzenią oraz rozległymi lasami, polami i łąkami.

Tajemnicze odgłosy z lasu

Pewnego pamiętnego dnia udałem się na popołudniowy spacer, podczas którego wydarzyło się coś nie-zwykłego, coś, z czym nigdy wcześniej się nie zetknąłem. Kiedy znajdowałem się na otwartej przestrzeni, nagle do moich uszu zaczęły dobiegać dziwne odgłosy od strony widocznego lasu. Te tajemnicze odgłosy z lasu przypominały łomot, trzask, stukanie, walenie, jakby coś uderzało lub obijało się o drzewa. Dlatego myślałem, że niedaleko mnie jest wycinka drzew. Zacząłem rozglądać się dookoła, ale niczego nie widziałem, co wskazywałoby na pracę przy wyrębie lasu. Najdziw-niejsze w tym wszystkim było to, że te z nikąd odgłosy słyszałem tylko wtedy, gdy szedłem przed siebie, a kiedy zatrzymywałem się w jednym miejscu – nic nie było słychać. Te tajemnicze odgłosy lub dźwięki wydobywające się z lasu po prostu lub najzwyczajniej w świecie ustępowały... Potem, kiedy oddaliłem się z miejsca, w którym zacząłem słyszeć te tajemnicze dźwięki, stała się rzecz niebywała. Te dziwne odgłosy zdawały się przybliżać do mnie z każdą chwilą, aż w pewnym momencie słyszałem je tuż za moimi plecami! Czułem się tak, jakby coś niewidzialnego za mną chodziło i mnie obserwowało. To było dziwne i niewytłumaczalne zjawisko, którego nie byłem w stanie racjo-nalnie wyjaśnić. Do dziś nie znalazłem żadnego racjonalnego wytłumaczenia i nie wiem, czy kiedy-kolwiek będę w stanie racjonalnie wyjaśnić zaistniałą sytuację (?). To niezwykłe zdarzenie miało miejsce kilkanaście lat temu niedaleko Nowej Soli. Dodam, że w tym dniu nie byłem ani w stanie upojenia alkoholowego, ani pod wpływem żadnych środków odurzających czy psychoaktywnych.

Przeciwstawienie się złu i triumf

Pewnego razu obudziłem się w środku nocy ze świadomością, że nie jestem sam w pokoju. Czułem, że coś lub ktoś jest blisko mojego łóżka. To coś, cokolwiek to było, sprawiało wrażenie mrocznej postaci. Przez moją głowę zaczęły przepływać nieczyste myśli na tle seksualnym, po czym poczułem przypływ silnego podniecenia seksualnego. Czułem wyraźnie, że to coś próbowało zawładnąć moim ciałem i umysłem. Byłem wtedy jeszcze osobą bardzo wierzącą i jako chrześcijanin wyznający wartości moralne, wiedziałem, że grzech nie polega na pojawieniu się złych myśli, ale na tym, co z takimi myślami zrobimy. Wiedziałem też, że modlitwa jest najlepszym narzędziem w walce ze złem, dlatego postanowiłem skorzystać z tej opcji, tym bardziej że w pewnym momencie atmosfera zrobiła się bardzo gęsta, a do tego mroczna i pełna niepokoju. Szybko wstałem na równe nogi i zacząłem się modlić własnymi słowami, prosząc Boga, jakkolwiek Go pojmujemy, aby uwolnił mnie od nieczystych myśli i żądzy cielesnej. Nie musiałam długo czekać na efekty swej modlitwy, gdyż po chwili wszystkie złe, brudne myśli wraz z pożądliwościami cielesnymi odeszły ode mnie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Po tej modlitwie, po której poczułem się jak nowo narodzony, położyłem się i zasnąłem. Nad ranem, kiedy zaczęło świtać, doświadczyłem czegoś niezwykłego, co przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Gdy się obudziłem, czułem wyraźnie, że znajduję się poza własnym ciałem fizycznym. Niczego nie widziałem, a jedynie czułem, że unoszę się powoli do góry. Jednocześnie, będąc w pełni świadomy, słyszałem coś niezwykłego i zarazem pięknego. To coś, cokolwiek to było, porównałbym ze śpiewem aniołów – duchowych istot rozumnych. Czułem, że jestem otoczony opieką tych istot duchowych, które były niezwykle pogodne, radosne, bardzo przyjazne oraz pełne miłości. Chciałbym dodać, że to niezwykłe zdarzenie, którego doświadczyłem w sposób namacalny, miało miejsce w Świebodzinie, kiedy byłem jeszcze zielonoświątkowcem.

Według mnie, była to jakaś niewidzialna, niematerialna istota płci męskiej, która próbowała mnie uwieść i skusić współżyciem seksualnym. Do podobnego zdarzenia nigdy nie doszło, ale co najmniej kilka razy w godzinach nocnych (we śnie) czułem w częściach intymnych niekończącą się przyjemność połączoną z orgazmem (moment najsilniejszego podniecenia seksualnego i uczucia rozkoszy). Przez wiele lat sądziłem, wręcz byłem przekonany, że obcowałem płciowo z istotami pozaziemskimi, ale obecnie (od niedawna) jestem zdania, że raczej miałem do czynienia z inkubami – perfidnymi stworzeniami nocy, czyli demonami seksu oraz gwałtu. W demonologii inkubami nazywa się demony przybierające postać uwodzicielskich mężczyzn, które na ogół zniewalają kobiety podczas snu.

Muzyka nie z tego świata

Do niezwykłego zdarzenia, które poniżej opisałem, doszło w Świebodzinie, ale nie pamiętam już, w którym roku byłem świadkiem tego niezwykłego, wzruszającego i emocjonalnego przeżycia.

Pamiętnego dnia znajdowałem się na działce moich znajomych, na której znajduje się murowana altana. Wieczorem, siedząc w altanie, przeglądałem różne czasopisma. W jednym z czasopism natknąłem się na artykuł na temat Fryderyka Chopina – polskiego kompozytora i pianisty. Gdy przyszedłem z działki do domu, zjadłem kolację, a potem położyłem się spać. W nocy przebudziłem się nagle, po czym usłyszałem piękną muzykę fortepianową, która bardzo głęboko poruszyła moją duszę. Szybko domyśliłem się, że jest to jeden z utworów Chopina. Nigdy wcześniej nie interesowa-łem się Fryderykiem Chopinem i jego muzyką. Mimo to ten kawałek utworu, który chyba słyszałem w mojej głowie, niezwykle mocno i bardzo głęboko mnie poruszył. Słuchając tego poięknego utworu czułem wewnętrznie wielki smutek przeszywający ból, a także cierpienie oraz ogromną tęsknotę za niespełnioną miłością. Miałem nieodparte wrażenie, że czuję dokładnie to, co czuł sam Chopin za swojego życia. To były bardzo silne emocje, które pojawiły się wraz z piękną muzyką, która głęboko poruszyła moje serce i moją duszę. Chciałbym zaznaczyć i jednocześnie zapewnić wszystkich razem i każdego z osobna, że źródłem tej pięknej muzyki, którą wyraźnie słyszałem, nie był odbiornik radiowy i telewizyjny. Moim zdaniem, ta muzyka pochodziła z duchowego wymiaru.

Fryderyk Chopin jest uważany za jednego z najwybitniejszych kompozytorów romantycznych, a także za jednego z najważniejszych polskich kompozytorów w historii. Był jednym z najsłyn-niejszych pianistów swoich czasów, często nazywany poetą fortepianu. Komponował muzykę nie-prawdopodobną, czasem odlotową, trudną, niezrozumiałą, gęstą, a czasem bardzo komunikatywną.

Niezwykłe zdarzenie z dzieciństwa, którego nie potrafię racjonalnie wyjaśnić

Pewnego pamiętnego wieczoru byłem na stołówce wraz z innymi wychowankami Państwowego Domu Dziecka, z którymi oglądałem dobranockę. Podczas tej dobranocki udałem się do toalety, ale nie za swoją potrzebą, tylko dlatego, że dostałem taki nakaz od pani wychowawczyni, która kazała mi umyć podłogę w toalecie w ramach kary, ale już nie pamiętam, co takiego przeskrobałem, że zostałem ukarany. Będąc w toalecie przytrafiło mi się coś niezwykłego i nieprawdopodobnego, coś, czego do dziś nie potrafię racjonalnie wytłumaczyć. Kiedy myłem podłogę w toalecie w ramach kary, w pewnym momencie coś mnie zaniepokoiło. Miałem silne uczucie lub wrażenie, że coś lub ktoś mnie obserwuje od strony małego okna znajdującego się w toalecie. Gdy odwróciłem głowę do tyłu i spojrzałem w stronę małego okna, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu ujrzałem na własne oczy coś na kształt małych, kulistych obiektów, które skojarzyłem z pomarańczami. Dlaczego? Bo obiekty te swoim kształtem, wielkością i barwą do złudzenia przypominały owoce pomarańczy. Te tajemnicze obiekty, czymkolwiek były, bacznie mi się przyglądały. Czułem się tak, jakbym był w centrum ich uwagi lub zaintereso-wania. Dość często wracam myślami do tego pamiętnego dnia i do dziś zastanawiam się, z czym miałem do czynienia, ale nie potrafię znaleźć racjonalnego wyjaśnienia tego zdarzenia.

Ten niezwykły przypadek, który opisałem najlepiej jak umiałem, miał miejsce wiele lat temu w Państwowym Domu Dziecka w Chociulach (...) w latach 70-tych, kiedy miałem niespełna 6, 7, a może nieco więcej lat. To niezwykłe zdarzenie, do którego doszło wiele lat temu, do dziś nie daje mi spokoju. Dlatego też myślę o poddaniu się hipnozie regresyjnej, która okazała się bardzo sku-tecznym narzędziem do odblokowywania pamięci osób, które doznały traumatycznego przeżycia.

Kto mnie obudził?!

W tej samej miejscowości, czyli w Chociulach, gdzie do dziś znajduje się pałac, w którym sie-dzibę swoją miał tu Państwowy Dom Dziecka, doszło do kolejnego niezwykłego zderzenia, ale wiele lat później, kiedy liczyłem sobie dwadzieścia kilka lat. To niezwykłe zderzenie miało miejsce w czasie pracy w porze nocnej. Pracowałem wówczas w pewnym zakładzie jako dozorca nocny.

Któregoś razu zdarzyło mi się przysnąć w pracy i przez to miałem małe nieprzyjemności, bo pracownicy nie mogli się dostać na halę produkcyjną. Było mi głupio z tego powodu i źle się z tym czułem, tym bardziej że to był mój pierwszy dzień w pracy. Gdy pojawiłem się po raz drugi w pracy, znów wzięło mnie na sen, gdyż mój organizm jeszcze nie przestawił się na tryb pracy nocnej. To był okres zimowy, a na hali produkcyjnej nie było zbyt ciepło, więc udałem się do pomieszczenia przeznaczonego do suszenia drewna. Położyłem się na ciepłych i suchych deskach, aby się zdrzemnąć, ale nie miałem budzika, dlatego obawiałem się, że taka sytuacja może się powtó-rzyć. W obawie przed kolejną sytuacją prosiłem Boga, żeby obudził mnie przed przyjściem pracowników do pracy. Tym razem nie zaspałem, bo szczekanie psów wybudziło mnie ze snu. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby psy właściciela zakładu szczekały na zewnątrz posesji. Ja nie tylko słyszałem szczekanie psów wewnątrz pomieszczenia, w którym się znajdowałem, ale również je wyczuwałem! Dlatego byłem przekonany, że jakimś sposobem psy przedostały się do suszarni do drewna sosnowego i dały o sobie znać, ale gdy otworzyłem oczy, nagle wszystko ucichło. Okazało się jednak, że w suszarni jestem tylko ja! Na terenie zakładu pracy były psy, dlatego w pierwszej chwili pomyślałem sobie, że to psy obudziły mnie swoim szczekaniem, ale szybko zmieniłem zdanie, gdy zdałem sobie sprawę, że w suszarni do drewna sosnowego nie ma ani jednego psa.

Dodam, że wówczas (w owym czasie, w którym doszło do tego nieprawdopodobnego, namacalnego zdarze-nia) byłem chrześcijaninem (osobą bardzo wierzącą) i takie zjawiska nadnaturalne tłumaczyłem przede wszystkim w oparciu na wierze. Dlatego przez większość czasu myślałem lub sądziłem, że to Bóg wysłuchał mojej modlitwy i sprawił, że słyszałem szczekanie psów wewnątrz pomieszczenia... Obecnie jestem zdania, że Bóg, jakkolwiek Go pojmujemy, nie miał z tym nic wspólnego. To osobliwe zjawisko, którego wówczas doświadczyłem, dziś przypisuję działalności pozaziemskich istot, które przypuszczalnie obserwują mnie, a tym samym monitorują i ochraniają moje życie od narodzin.

Nawiedzone mieszkanie w Nowej Soli

Nie ukrywam, że bardzo długo zwlekałem z napisaniem tego, co mi się przytrafiło wiele lat temu w Nowej Soli ze względu na duży stopień dziwności zjawiska. Myślałem, że to niezwykłe zdarzenie, które poniżej opisałem, nigdy nie ujrzy światła dziennego i że tę historię zabiorę do grobu.

Nie pamiętam dokładnie, który to był rok, ale pamiętam doskonale, że byłem wtedy jeszcze miesz-kańcem Świebodzina (moje byłe miasto) i wyznawcą Kościoła zielonoświątkowego. W tym czasie, kiedy byłem zielonoświątkowcem, byłem bardzo zaprzyjaźniony z moimi współwyznawcami mieszkającymi w Nowej Soli. To miasto stało się miejscem moich ulubionych spotkań z moimi przyjaciółmi, z którymi utrzymywałem bliskie relacje przyjacielskie. Pewnego razu pojechałem na kilka dni do Nowej Soli, aby spotkać się po raz kolejny z moimi przyjaciółmi i spędzić z nimi czas w miłej, radosnej, przyjaznej i chrześcijańskiej atmosferze. Gdy przyjeżdżałem tu wcześniej, zwykle nocowałem u takiej czy innej zaprzyjaźnionej rodziny, która chętnie przyjmowała mnie i gościła w swoim domu. Tym razem skorzystałem z gościnności Ryśka – mojego współwyznawcy i bliskiego przyjaciela, który zaproponował mi też wspólne nocowanie. Rysiek w tym czasie mieszkał w wynajmowanym mieszkaniu przy ulicy Wrocławskiej, w którym wcześniej mieszkały osoby nadużywające alkoholu. W tym mieszkaniu często dochodziło do libacji alkoholowych i odwiedzin różnych osób z marginesu społecznego. Osoby zamieszkujące wcześniej mieszkanie dość często wdawali się w bójki. Podczas kolejnej libacji alkoholowej w tym mieszkaniu doszło do bójki ze skutkiem śmiertelnym. Z opowiadania mojego przyjaciela wiem też, że w tym mieszkaniu były umazane krwią ściany. Widok, który zastał mój przyjaciel, był przerażający i mrożący krew w żyłach. Kiedy mój przyjaciel po raz pierwszy otworzył drzwi wejściowe, od razu po wejściu do tego mieszkania wyczuwalna była zła energia. Rysiek zapewnił mnie, że nic złego nie powinno się wydarzyć, bo w całym mieszkaniu są świeżo pomalowane ściany. Poza tym w mieszkaniu była kilkuosobowa grupa współwyznawców, która modliła się o oczyszczenie tego domu. Rysiek zaprosił do swojego skromnego mieszkania również innych współwyznawców, którym zaproponował darmowy nocleg. Przed pójściem spać udałem się do kuchni, gdzie w ciszy modliłem się, prosząc Boga o ochronę przed złem i niebezpieczeństwem. Nie ukrywam, że podczas tej modlitwy czułem lekki niepokój, ponieważ miałam nieodparte wrażenie, że nie jestem sam w kuchni. Po modlitwie poszedłem do dziennego pokoju, w którym ułożyłem się do snu. Nad ranem, kiedy jeszcze spałem, stała się rzecz niebywała. W pewnym momencie nieoczekiwanie ktoś zadał mi mocny cios w klatkę piersiową, dlatego szybko wybudziłem się ze snu. Myślałem, że ktoś robi sobie ze mnie żarty, próbując mnie przestraszyć, ale nic z tych rzeczy. Otworzyłem szeroko oczy i wyprostowałam się, po czym przeniosłem swój wzrok na moich współwyznawców, którzy w tym czasie jeszcze twardo spali. Wszystko wskazywało na to, że miałem do czynienia ze złym duchem, który z jakichś bliżej nieokreślonych powodów wymierzył mi cios w klatkę piersiową. Okazało się potem, że tylko ja zostałem zaatakowany przez złego ducha, ale nie odniosłem żadnych lub jakichkolwiek obrażeń w postaci powierzchownych zadrapań skóry czy czegokolwiek innego.

Poltergeist, czyli hałaśliwy i złośliwy duch w moim mieszkaniu

Któregoś razu przyszła do mnie w odwiedziny pewna znajoma, z którą wówczas chodziłem do Kościoła zielonoświątkowego (chrześcijański Kościół protestancki o charakterze ewangelikalnym nurtu zielo-noświątkowego) w Świebodzinie. Razem z Beatą, bo tak ma na imię moja była współwyznawczyni, zaczęliśmy oddawać Bogu chwałę poprzez pieśni wielbiące Boga. Po kilku minutach, gdy wielbiliśmy Boga, nagle, zupełnie niespodziewanie, w przedpokoju rozległ się niepokojący hałas, który postawił mnie na równe nogi. Zaniepokojony wstałem, myśląc, że to nieproszony gość lub ktoś z moich sąsiadów wszedł bez pukania do mojego mieszkania. Po otwarciu drzwi wewnętrznych okazało się, że nikogo nie ma w przedpokoju, a drzwi mieszkania były zakluczoneale. Mimo to były widoczne ślady wskazujące na obecność niewidzialnego intruza, który najwyraźniej pozostawił po sobie bałagan w przedpokoju. W przedpokoju zobaczyłem przewrócony kosz na śmieci i porozrzucane rzeczy w różnych miejscach, które wcześniej leżały na swoim miejscu. Rozsypane śmieci wrzuciłem do kosza, a rzeczy, które w niewyjaśniony sposób znalazły się na podłodze, podniosłem i odstawiłem na swoje miejsce. Potem oboje usiedliśmy wygodnie na kanapie i ponownie zaczęliśmy śpiewać pieśni uwielbienia (piosenki chrześcijańskie), po czym usłyszeliśmy po raz kolejny niepokojące dźwięki dochodzące z przedpokoju. Okazało się, że ta sama niewidzialna siła sprawiła, że śmieci i inne rzeczy zostały rozrzucone na podłodze w przedpokoju. Tym razem wystraszyłem się, i to nie na żarty, bo zdałem sobie sprawę, że mam do czynienia z formą manifestacji złego ducha. W tym momencie zacząłem głośno i stanowczo gromić złego ducha w imieniu Jezusa Chrystusa, po czym usłyszeliśmy coś przerażającego i mrocznego. Oboje usłyszeliśmy nieziemskie wycie, które zabrzmiało bardzo mrocznie. Ten straszny, przerażający i mrożący krew w żyłach głos, który z każdą chwilą się oddalał, porównałbym do ryczącej bestii z filmów grozy z gatunku horror. Potem w przedpokoju zapadła całkowita, zupełna cisza. Oboje staliśmy osłupiali z przerażenia, po czym spojrzeliśmy na siebie w zdumionym milczeniu, nie dowierzając własnym uszom.

Zapewniam każdego z osobna, że całe zdarzenie, które wyżej opisałem, nie jest wytworem mojej fantazji lub wymyśloną przeze mnie sceną zaczerpniętą z jakiegoś filmowego horroru. To wszystko wydarzyło się naprawdę, czyli miało miejsce w rzeczywistości. Dodam, że do tego incydentu doszło w godzinach popołudniowych w mojej kawalerce, kiedy jeszcze mieszkałem w Świebodzinie.

„Dlaczego to się panu przytrafiło? Odpowiedź jest oczywista. Ponieważ był pan osobą wierzącą, a złe siły demoniczne najczęściej chwytają się takich ludzi. Są to dla nich słabe osoby (nie mam na celu obrazić pana ani kogokolwiek innego). Niewykluczone, że już wcześniej zły byt (twór niematerialny) był u pana w domu i nagłe śpiewy wielbienia Boga zaczęły go po prostu drażnić i stąd być może ta cała sytuacja, która przytrafiła się panu w domu”.

Wszystko wskazuje na to, że miałem do czynienia z fenomenem poltergeist, czyli hałaśliwym i złośliwym duchem, ale delikatnym w działaniu i nie wyrządzającym nikomu krzywdy. Zachowania tego typu duchów najczęściej można zaobserwować między innymi w starych domach, ale nie jest to regułą, ponieważ duchy nie znajdują się wyłącznie w nawiedzonych starych budynkach czy strychach. Są niemalże wszechobecne, czego dobrym przykładem jest opisany przez mnie przypadek, który miał miejsce we współczesnej architekturze mieszkaniowej w postaci punktowca – budynku, w którym mieszkałem przez blisko 11 lat. Oficjalna nauka odrzuca realność istnienia tego typu zjawisk, uważając, że są one wynikiem halucynacji lub bujnej wyobraźni osób ich doświadczających.

Nie od dziś wiadomo, że duchy są w stanie przesuwać przedmiotami codziennego użyt-ku, rzucać nimi, podnosić je i przenosić w zupełnie inne miejsca. Duchy również otwierają drzwi, okna, zapalają ogień i powodują mnóstwo innych niezwykłych rzeczy. Współczesne duchy świetnie sobie radzą z nowoczesną techniką. Potrafią włączyć i wyłączyć światło, telewizor, pralkę czy mikser, prowadzą rozmowy telefoniczne, nagrywają się na dyktafon, umieją prowadzić samochód, a nawet obsługiwać komputer.

Jako ciekawostkę dodam jeszcze, że swego czasu na strychu w jednej ze świebodzińskich kamienic wyraźnie słyszałem zbliżające się kroki, które okazały się tajemnicze i niewidzialne. Tego pamiętnego dnia udałem się do pewnej, nieżyjacej już znajomej, która poprosiła mnie o przyniesienie prania ze strychu. Znajoma oznajmiła mi, że na strychu nie ma światła, ale nie uprzedziła mnie, że stary strych jest nawiedzony. W trakcie ściągania prania ktoś zbliżał się w moim kierunku, bo na własne uszy wyraźnie słyszałem czyjeś ciche stąpanie po drewnianej podłodze. Nie ukrywam, że ogarnął mnie paniczny strach, kiedy usłyszałem zbliżające się czyjeś kroki. Za-pewniam, że na strychu nie było nikogo innego oprócz mnie, czyli byłem tylko ja i nikt inny.


Przewiń stronę do góry.