Niezwykłe historie z pogranicza nieznanego


Strona główna O mnie Moje obserwacje UFO Niezwykłe zdarzenia z mojego życia Niezwykłe sny Niezwykłe historie z pogranicza nieznanego Zjawisko abductions Orby – świetliste kule na zdjęciach fotograficznych Tajemnicze twarze uchwycone na zdjęciach UFO uwiecznione na moich zdjęciach UFO zarejestrowane na moich filmach Józef – mój były bliski przyjaciel Pytania ogólne Rekomendacje


Jak zapewne już wiesz, jestem byłym mieszkańcem Świebodzina. To miasto dobrze zapadło mi w pamięć głównie z powodu moich obserwacji UFO, a także niezwykłych przeżyć w postaci różnych form manifestacji niewyjaśnionych zjawisk, które w sposób racjonalny trudno wyjaśnić. Obecnie (od 2004 roku) mieszkam w Nowej Soli, w miejscowości, gdzie również dochodzi do przypadków obserwacji UFO oraz niezwykłych zdarzeń z pogranicza nieznanego. Na tej nowo utworzonej podstronie pokażę Wam moje obecne miasto, ale zupełnie z innej strony, czyli od strony udokumentowanych niezwykłych historii.

Twierdzą, że widzieli UFO

Tygodnik KRĄG to pismo wydawane na terenie powiatu nowosolskiego, a redaktorem naczelnym tego pisma jest Mariusz Pojnar, który kiedyś napisał i opublikował artykuł pt. „Twierdzą, że widzieli UFO”. Artykuł ten ukazał się na łamach tego pisma 22-go listopada w 2016 roku i wzbudził moje (myślę, że również tutejszych mieszkańców) wielkie zainteresowanie. Jest to jedyny egzemplarz, jaki posiadam. Jest wyjątkowy i jedyny w swoim rodzaju, a do tego wartościowy, jak bezcenny skarb. Artykuł w całości poświęcony jest przypadkom obserwacji UFO, które miały miejsce w powiecie nowosolskim.


Cały poniższy tekst zawierający oryginalną pisownię (tylko w niektórych przypadkach byłem zmuszony przeredagować takie czy inne zdanie w celu lepszego zrozumienia wątku, czyli myśli, treści i/lub zagadnienia) pochodzi ze wspomnianego artykułu, którego auto-rem jest wspomniany Mariusz P., redaktor naczelny Tygodnika KRĄG. Dodam, że cały poniż-szy tekst został przeze mnie ręcznie przepisany i chyba nie muszę nikogo przekonywać, że przepisywanie tekstu ✍(◔◡◔) jest bardzo pracochłonne (...) i niezbyt wygodne.

————„34-letnia (tu pada i imię i nazwisko) twierdzi, że porwali ją kosmici. Domaga się policyjnej ochrony” – to wstęp do tekstu, który można odnaleźć na pewnej stronie internetowej. – Widziałeś ten tekst? To jakieś „jaja" czy prawda? – zapytał mnie znajomy z gminy Bytom Odrzański. – Sprawdź to, bo piszą o naszej mieszkance – dodał.
————Sprawdziłem. Dziennik Bulwarowy faktycznie jest generatorem newsów, a nie stroną internetową gazety lub portalu. Historia wspomnianej bytomianki jest zupełnie nieprawdziwa, chociaż jej bohaterka jak najbardziej realna. Najzwyczajniej w świecie została „wkręcona" w gotowca, którego można podłożyć pod każde nazwisko po to, żeby zrobić komuś „żart” w internecie.
————Ta informacja w Dzienniku Bulwarowym popycha mnie jednak do rzeczy, przed którą broniłem się przynajmniej kilka miesięcy, od kiedy napisałem tekst o wytworzonym w warunkach domowych piwie „UFO”. – Gwarantuje bliski kontakt z kosmitami... – żartował wtedy na naszych łamach Marcin Buczyński, browarnik z Konotopu. Nazwa piwa nie jest przypadkowa, bo nawiązuje do relacji 40-letniego kierowcy Kamaza, który kosmitów miał widzieć za czasów głębokiej komuny właśnie w okolicach tej niedużej miejscowości w gminie Kolsko.
————Dla jednych to może brzmieć śmiesznie, dla innych niedorzecznie. Dla mnie nieistniejący dziennik bulwarowy i konotopskie piwo stały się poważnym pretekstem do odnalezienia tych, którzy przeżyli bliskie spotkania, to raz, i dwa, którzy jeszcze zechcą się tym świadectwem podzielić.

Dwa płaskie talerze złożone „do kupy”

————W poszukiwaniu niezidentyfikowanych obiektów latających trafiam do gminy Bytom Odrzański. Spotykam się z 60-latkiem (imię i nazwisko do wiadomości redakcji), który od pierwszego kontaktu sprawia wrażenie człowieka twardo stąpającego po ziemi.
————– Nie mam specjalnie o tym rozmawiać. Pan potrzebuje sensacji, żeby gazeta się sprzedała. Ja nie widzę sensu, żeby komuś o tym opowiadać. Widziałem, co widziałem i nie muszę do tego nikogo przekonywać – mówi już na wstępie.
————– Nie szukam sensacji. Szukam ludzi, którzy widzieli niezidentyfikowane obiekty latające. I dlatego tu jestem – odbijam piłeczkę.
————– OK. Dokończę obiad i mogę pokazać miejsce, w którym ich widziałem. I na tym moja rola się zakończy – odparł mój rozmówca.
————Samochodem dojeżdżamy na skraj lasu w okolicach Bonowa. Dalej wchodzimy pieszo, idąc sporo pod górę piękną aleją. Dochodzimy do miejsca, które, gdyby spojrzeć z góry, wygląda jak trzy blisko połączone ze sobą okręgi, trochę jak kółka olimpijskie, tylko w ilości trzech sztuk.
————Mój rozmówca, z początku nieufny, z czasem zaczyna się odkrywać. – To było osiem lat temu, mniej więcej okres września, października. Było widno, ale pamiętam, że to była pora popołudniowa. Akurat szedłem drogą w kierunku Bonowa. Byłem sam, ale w niedalekiej okolicy na pewno widziałem jeszcze dwie inne osoby, które bronowały ziemniaki.
————– Co konkretnie pan zobaczył na niebie? – pytam z niecierpliwiony.
————– Można powiedzieć, że to były dwa płaskie talerze złożone „do kupy”, czyli taki spodek o kolorze szarego metalu, który wisiał bardzo nisko nad lasem. Według mnie cwanie się zatrzymali. Gdyby stać bezpośrednio przy okolicznych domach, to według mnie byliby widoczni, bo to miejsce, nad którym byli zawieszeni, zasłania inny, trochę wyższy las. Natomiast z drogi do tej do tej miejscowości, czyli z około 1000 metrów, gdzie kąt patrzenia jest już zupełnie inny, doskonale mogłem ich zobaczyć.
————– Jak pan zareagował? – pytam.
————– Dla mnie to było fajne przeżycie, fajne w tym sensie, że usztywniło mi kręgosłup, bo od małego nie wierzyłem w to wszystko, co nam proponują, czyli np., że nasza kula ziemska to, nazwijmy to, jedyne drzewko w całym sadzie, które owocuje itd. Mi nasuwały się proste pytania, na które szukałem odpowiedzi. To, że zobaczyłem obiekt pozaziemski, to tylko usztywniło mi kręgosłup wobec ludzi w rozmowie sam na sam, bo od początku wiedziałem, że nie jesteśmy sami. I nic więcej. Wracając do pana pytania. Wisieli dosyć długo, ale z czasem przestałem ich obserwować. Nie, żebym się nimi nie interesował, ale tak jakby moja uwaga została uśpiona i poszedłem dalej. Dziś sam sobie się dziwię, że nie poszedłem tego zobaczyć z bliższej odległości, ale moja reakcja mogła być sterowana, tak jakby ktoś przystawił moje myślenie na inny tor, niezwiązany z tym, co widzę – słyszę od mojego rozmówcy.
————– A ci ludzie, którzy bronowali pole, też to widzieli? – pytam mojego rozmówcę.
————– Widzieli, bo z oddali usłyszałem wyraźnie taki tekst: „Łooo Matko Boska, żeby nas tylko nie porwali”.
————Człowiek, który widział „dwa płaskie talerze złożone do kupy”, w miejsce tej obserwacji udał się dopiero około dwa lata później.
————– Dlaczego tak późno? – pytam.
————Wcześniej, niedługo po tym zdarzeniu, zadzwoniłem do takiego człowieka z Wrocławia, który archiwizuje tego typu zgłoszenia. Mówił, że przyjedzie z kamerą. Powiedziałem: „Chłopie, nie rozumiemy się. Ja wam mogę pokazać, gdzie to jest, ale nie będę brał udziału w takim nagraniu”. Wtedy odpuścili – kwituje mój rozmówca.
————Nie odpuszczam. Docieram do innego mieszkańca tej samej gminy. Siwe włosy, niewysoki, szczupły, często się uśmiecha. Wygadany, inteligentny. Opowiada płynnie, bez większych pauz.

Cały kalejdoskop barw

————– Po raz pierwszy zobaczyłem ich 17-go października 1984 roku w miejscowości Leszkowice za Głogowem – mówi spokojnie, jakby relacjonował ostatni odcinek serialu „M jak miłość”, a nie spotkanie pierwszego stopnia z obcymi (...).
————– Wyszedłem na spacer z żoną, byliśmy świeżo po ślubie. W pewnym momencie zauważyłem bardzo ciekawe samoloty – Jak-28 (radziecki naddźwiękowy turboodrzutowy samolot bombowy), bardzo rzadko występujące u nas, zresztą nigdy u nas niestacjonujące, więc to była dla mnie gratka. Leciały dwójkami albo trojkami. Nagle na niebie, od strony Głogowa, zaczęły się zapalać światła. Było ich kilkanaście, maksymalnie do 20. Zapalały się od lewej do prawej strony tworząc płaską literę „C”. Trwało to może z pół minuty, może minutę, po czym od prawej do lewej te same światła zaczęły gasnąć. I za moment z odległości około 4 km, też od strony Głogowa, zobaczyłem dwa latające talerze – mówi rozmówca nr 2.
————– Żona też widziała? – pytam.
————– Nie zwracała uwagi na takie rzeczy.
————Dla mężczyzny nie był to jedyny wzrokowy kontakt z niezidentyfikowanymi obiektami latającymi.
————– To było w tej samej miejscowości, z tego co pamiętam w listopadzie 1988 roku wieczorem. Przez okno w kuchni ujrzałem taki widok, jakby ktoś w oddali spawał. Wyszedłem na podwórko. Na bardzo dużej wysokości zobaczyłem lampki, których było sześć. Zapalały się, po czym gasły. I tak to się odbywało regularnie. Pamiętam, że około godziny 21:00 z drugiej strony Odry nadleciał samolot SU24, włączył dopalacze i piął się w jego kierunku. Widać było, że nie może go dosięgnąć, bo ten obiekt był zbyt wysoko.
————– Z jakiej odległości pan to widział? – pytam.
————– Jeżeli ten rosyjski samolot pchał się do góry i nie mógł tego dosięgnąć to znaczy, że to było bardzo wysoko. Ziemski samolot nic więcej nie mógł zrobić, tym bardziej że ten obiekt dalej powtarzał sobie te sekwencje, czyli światełka raz się zapalały, a raz gasły, cały czas w tej samej częstotliwości, a to pokazuje, że to musiała być olbrzymia jednostka.
————– Ma pan dobry wzrok... – wtrącam.
————– Wtedy miałem – mówi mężczyzna.
————„Powtórkę z rozrywki” przeżył jeszcze raz tego samego roku.
————– Poszedłem odnieść paranie do bytomskiego magla. Od strony ulicy Kolejowej czekałem, że przyjdzie pani, która to prowadzi. W pewnym momencie, mniej więcej na wysokości Rejowa, pojawiło się światełko, które zaczęło zmieniać kolory: raz było żółte, raz zielone, raz niebieskie, raz pomarańczowe. To był cały kalejdoskop barw – mówi mój rozmówca.
————Wskazuje na jeszcze dwa swoje świadectwa ziemskiej obecności UFO. Ostatni raz bliskie spotkanie z latającym obiektem obcej cywilizacji przeżył w marcu ubiegłego roku. – Stanąłem przy przeprawie łodzią w kierunku Siedliska (wieś w Polsce, położona w województwie lubuskim, w powiecie nowosolskim...). Zobaczyłem obiekt, który nadleciał, przystanął w miejscu i na zmianę powtarzał ruch do przodu i do tyłu. Obserwowałem go dłuższy czas i odszedłem – wspomina.

„Widział tam ponad 10 osób siedzących wokoło”

————Wróćmy do relacji mężczyzny, który spotkał UFO w Konotopie w latach 80-tych. Ten przypadek opisuje Fundacja Nautilus. To organizacja zajmująca się badaniem zjawisk niewyjaśnionych. Fundacja Nautilus tak w pierwszym zdaniu anonsuje opisany przez siebie przypadek: „Konotop to mała wieś położona w województwie lubuskim, w powiecie nowosolskim, w gminie Kolsko. W latach 80-tych doszło tam do CEIII, czyli Bliskiego Spotkania III Stopnia”.
————Co widział tamten mężczyzna?
————„Był to początek lat 80-tych, stan wojenny. Trasa w rejonie Krosno Odrzańskie – Nowa Sól, a dokładniej miejscowość Konotop. Świadek jechał sam ciężarówką Kamaz (...). Najpierw dostrzegł coś niewielkiego na niebie, innego niż gwiazdy. To coś zaczęło się zniżać. W końcu zaczęło wyglądać jak wielka pomarańczowa kula. Obserwowana była nad laskiem po lewej stronie, za stacją CPN (...). Kula zaczęła „przyziemiać” [lądować, spadać, schodzić] tak blisko jego samochodu, że widział, co się dzieje w środku tego pojazdu. Widział tam ponad 10 osób siedzących wokoło. Siedziska nie miały oparcia. Z wyposażenia widział coś, co przypomina nasze zegary. Oprócz siedzących osób widział też kobietę (płci nie jest pewien), która chodziła po pokładzie. Istoty miały rysy „japońskie”. Jasne (białe) kombinezony. Na głowie też kombinezon – jak u płetwonurka. Włosów nie było widać. Oni też go dostrzegli i podobno zaczęli patrzeć na jego samochód. Okna pojazdu były „pod kątem”. Świadek pamięta, że był cały czas w swojej kabinie. Obserwacja trwała krótko, około 5-6 sekund. Według opisu świadka, pojazd wyglądał w następujący sposób: był okrągły, przypominał dziecięcego bąka – zabawkę. Cały drgał, jakby osiadał na ziemi (...). On cały czas jechał tym swoim samochodem (tak twierdzi) i jak tylko ten pojazd znikł mu z oczu (po prawej stronie), to na niebie zaobserwował jeszcze kilka takich kul. Płynęły małe, duże, niektóre na jego oczach zniknęły. Obserwował to na przestrzeni około 10-12 km” – czytam na stronie FN.
————– Pan w to wierzy? – zapytałem trochę zaczepnie przed kilkoma miesiącami Marcina Buczyńskiego, domowego piwowara, który wykorzystał opisane zdarzenie do własnych celów.
————– Nie traktuję tego w kategoriach wiary i niewiary, a ciekawostki, na którą trafiłem w internecie. Dla mnie wszystko, co jest związane z Konotopem, jest interesujące, także kosmici, którzy rzekomo mieli u nas lądować. To był jednorazowy kontakt z tym piwem, jeśli chodzi o recepturę, i nigdy się nie powtórzy, tak jak spotkanie z kosmitami może trafić się tylko raz w życiu – powiedział wtedy, z pewną lekką ironią piwowar z Konotopu.

Alien

————– Generalnie jak tylko wypowie się słowo UFO, to na twarzy rozmówcy, który stoi naprzeciwko mnie lub ciebie, pojawia się uśmiech, co dla mnie jest niezrozumiałe. Bo jeśli ludzie wierzą w cuda, to czemu nie są w stanie uwierzyć w UFO? – zastanawia się Robert Rychlewski, zapalony fan starych samochodów z łamów naszej gazety, a także miłośnik zjawisk paranormalnych.
————– Ostatnio byłem bardzo zdziwiony, jak na jednym ze zlotów klasyków (wystawa kultowych samochodów sprzed kilkudziesięciu lat) mój kolega miał koszulkę z wizerunkiem aliena (z języka angielskiego „obcy”). „Zaatakowałem” go pierwszy mówiąc: „Co ty, w UFO wierzysz?” Popatrzył się na mnie i z poważną miną powiedział: „A ty co, nie wierzysz?” Powiedziałem, że wierzę – relacjonuje Rychlewski, który sam nie ma tego typu doświadczeń, co moi poprzedni rozmówcy.
————– Zawsze wierzyłem tym, którzy opowiadali mi przed laty, że widzieli na własne oczy UFO. To tylko pogłębiało moje zainteresowanie tym niezwykłym tematem. Dziś dostęp do internetu i tematycznych kanałów telewizyjnych, w których porusza się to zjawisko, powoduje, że wiedzę można poszerzać. We wspomnianym internecie można znaleźć mnóstwo wypowiedzi różnych osób, które widziały statki obcych. Jasne, że każdego można podważyć, powiedzieć, że takim osobom przydałaby się konsultacja psychiatryczna, ale podam konkretny przykład. Ronald Reagan, który w przeszłości był prezydent Stanów Zjednoczonych, oficjalnie o tym mówił – wspomina Rychlewski.
————Do spotkania Reagana z UFO miało dojść w 1974 roku. Tydzień później opisał on zajście Normanowi C. Millerowi – znajomemu dziennikarzowi z „Wall Street Journal”, który tak zapamiętał słowa polityka:
————„W ubiegłym tygodniu leciałem samolotem i kiedy wyjrzałem przez okno, zobaczyłem to białe światło. Poruszało się zygzakując. Zapytałem pilota: 'Czy już coś takiego widziałeś?', a on, zszokowany, odpowiedział: 'Nie'. Ja na to: 'Lećmy za tym'. Śledziliśmy to przez kilka minut. To było jasne białe światło. Nad Bakersfield nagle, ku naszemu wielkiemu zdumieniu, obiekt wystrzelił prosto w niebo. Po wylądowaniu opowiedziałem o wszystkim Nancy (żona byłego prezydenta Stanów Zjednoczonych)” – taką relację można znaleźć w internecie.
————– Czy takiemu człowiekowi nie damy wiary? – pyta retorycznie Rychlewski.
————Wróćmy do tych, którzy doświadczyli bliskich spotkań. – W jakim celu oni by tutaj przylatywali? – pytam moich rozmówców.
————– Mamy obrońców przyrody, którzy dbają o zwierzęta i obserwują, jak sobie radzą. Tu jest ta sama zasada. Oni obserwują, jak my poradzimy sobie z problemami, które nas spotykają. Oni według mnie mają... większą wiedzę, żeby się ze wszystkim zmierzyć, ale jednocześnie poprzestają tylko na samej obserwacji – mówi świadek, który pojazdy obcych widział kilkukrotnie.
————– Według mnie jest kilka przyczyn. Być może chronią nas przed inną cywilizacją, bo przecież nie jest jedna, to chyba oczywiste dla wszystkich. Mogą nas chronić przed złymi cywilizacjami. Druga z przyczyn, to miejsce, w którym ja ich widziałem, czyli Wzgórza Dalkowskie – jest to miejsce specyficzne. Jeżeli mają rozwiniętą technologię ponad naszą, i to niewspółmiernie, to muszą mieć fabrykaty do produkcji różnych rzeczy. Zakładamy, że do produkcji czegoś, co wytrzyma temperaturę wyższą niż samolot, który leci z prędkością kilku machów. Oni latają być może 100 razy szybciej i nie palą się, co teoretycznie jest niemożliwe. Jeżeli przyjeżdżają [przylatują] w jedno miejsce, to czegoś u nas poszukują. Ale nie ludzi, bo oni w ludzi nie ingerują. Są zbyt rozwinięci, nie tylko technologicznie, ale także duchowo, a to jest ważniejsze niż rozwój maszyn. Duchowy rozwój nie pozwala na zrobienie jakiejkolwiek krzywdy żadnej istocie, bo to jest dla nich świętość. Tak uważam – mówi rozmówca, który widział UFO w okolicach Bonowa.

***

————Śledząc ziemian, którzy widzieli nieziemskie statki, byłem umówiony jeszcze z mieszkanką jednej z pod nowosolskich miejscowości położonych nad Odrą. Mieliśmy się spotkać, ale ta kobieta się wycofała bez podawania powodu. Nie odbierała telefonu i nie odpisała na SMS-a.
————Stało się oczywistym, że nie chce rozmawiać.
————Po części takie zachowanie tłumaczy Rychlewski: – Nie wstydzę się tego, co mówię, choć wiem, że ludziom to przeszkadza. Z takich ludzi inne osoby zwykle się śmieją i nazywają nienormalnymi. Kiedyś takich ludzi się wypędzało, itd. Teraz są takie czasy, że można wierzyć w to, co się chce i robić to, na co ma się ochotę. Dlatego m.in. spokojnie mogłem zrobić sobie tatuaż na nodze obrazujące UFO. Ludzi, którzy je widzieli, jest dużo więcej, ale boją się ujawnić, bo to może im zaszkodzić w pracy, w biznesie, w życiu codziennym czy też między sąsiadami. Może ten tekst w nas, mieszkańcach Nowej Soli i okolic, coś zmieni? – zastanawia się nowosolanin.
————– Pan o tych swoich spotkaniach komuś opowiadał? – pytam rozmówcę, który obcych obserwuje od 1984 roku.
————– To, żebym opowiadał o tym na lewo i prawo w niczym nie pomogłoby zbliżyć się do ich tajemnicy. Większość ludzi żyje codziennością, życiem realnym, patrząc się tylko pod nogi. Poza tym ludzie nie zwracają w ogóle uwagi na to, że ten świat jest trochę inny, w przeciwieństwie do tego, w który do tej pory wierzyli. Ja nie mam żadnych wątpliwości, że kosmici (przedstawiciele obcych cywilizacji) istnieją naprawdę, bo wiem, że tak jest. Ale nie zawracają nam głowy...

Bardzo ciekawy temat poruszony w artykule. Szkoda tylko, że redaktor naczelny Tygodnika KRĄG nie odnalazł więcej osób, które przeżyły bliskie spotkania z nieznanym, bo takich osób mieszkających w powiecie nowosolskim jest znacznie więcej, jak choćby w samej Nowej Soli, gdzie mieszkam od 2004 roku. Osobiście znam kilku mieszkańców tego miasta, które dokonały obserwacji UFO. Są to osoby prawdomówne i godne zaufania, osoby, które znam na tyle dobrze, że wierzę im na słowo.

Z opowiadania pewnego nowosolanina (osoba, którą poznałem wiele lat temu, jak mieszkałem jeszcze w Świebodzinie) wiem, że kiedyś w Nowej Soli mieszkał pewny pan, w obecności którego dość często dochodziło do manifestacji zjawiska UFO. Janusz, bo tak ma na imię ten mój znajomy z Nowej Soli, z którym przyjaźnię się od blisko 30 lat, osobiście znał tego pana, bo z nim pracował. Razem pracowali na terenie pewnego zakładu, który do dziś mieści się nad rzeką Odrą.

Kiedyś Janusz opowiedział mi niezwykłą historię, która wydarzyła się pewnego wieczoru nad rzeką Odrą w Nowej Soli. Pewnego razu Janusz zaczął rozmawiać z tym panem na temat zjawiska UFO. W tym czasie oboje przebywali na ternie wspomnianego zakładu pracy. Podczas tej rozmowy doszło do niezwykłego zdarzenia. W pewnym momencie Janusz razem z tym panem ujrzeli tajemniczy obiekt pod postacią świetlistej kuli, która nagle i niespodziewanie pojawiła się i zawisła nad Odrą. Z opowiadania Janusza pamiętam, że ten niezidentyfikowany obiekt latający pod postacią kuli światła był dużego rozmiaru, a do tego nie wydawał żadnego dźwięku. Tajemniczy obiekt wisiał w bezruchu kilkanaście sekund tuż nad wodą, po czym odleciał z niewyobrażalną prędkością.

Jakiś czas temu udało mi się ustalić dokładne miejsce zamieszkania tego pana, ale nigdy nie miałem przyjemności poznać tego pana osobiście (wielka szkoda), ponieważ ten pan wyprowadził się do innego miasta i do dziś nie wiem, co było powodem lub przyczyną przeprowadzki tego pana.

W artykule jeden z rozmówców wspomniał, że zadzwonił do pewnego człowieka z Wrocławia, który archiwizuje tego typu zgłoszenia. Myślę, a nawet jestem tego pewien, że chodzi tu o Janusza Zagórskiego, który jest znanym i niezależnym dziennikarzem specjalizującym się w tematyce tajemniczych i paranormalnych fenomenów oraz pomysłodawcą i głównym organizatorem UFO Forum we Wrocławiu. Janusza Zagórskiego znam osobiście, bo kiedyś (...) spotkaliśmy się we Wrocławiu.

Teleportacja istoty z innej rzeczywistości?

20-go maja 2007 roku w godzinach popołudniowych w Nowej Soli pewna nowosolanka (uczest-niczka incydentu) całkiem przypadkowo sfilmowała telefonem komórkowym humanoidalną istotę, która była niewidzialna dla pewnej grupy młodych osób (trzech mężczyzn i kobie-ta), która w tym czasie przebywała na działce rekreacyjnej, odpoczywając przy grillu.

Kiedy dowiedziałem się o tym niezwykłym zdarzeniu, liczyłem sobie wówczas 37 lat (obecnie mam już 53 lata). Cały szczegółowy raport składający się z przebiegu, okoliczności i analizy zdarzenia został sporządzony przez byłego, nieżyjącego już włocławskiego badacza zjawisk niewyjaśnionych i UFO – Stanisława Barskiego, który całe zdarzenie opublikował na swoim blogu. W celu zachowania prywatności i anonimowości w sieci, dane osobowe uczestników incydentu zostały utajnione na prośbę świadków zdarzenia, a sama miejscowość, w której doszło do incydentu, została zmieniona przez nieżyjącego już Stanisława Barskiego, który badał ten przypadek. Tak, incydent miał miejsce zupełnie w innej miejscowości, o czym większość użytkowników do dziś nie wie! Jako ciekawostkę dodam jeszcze, że jakiś czas temu można było obejrzeć oryginalne nagranie filmowe w serwisie internetowym YouTube, ale obecnie po filmie nie ma już żadnego śladu.

Na początku uwierzyłem, że miejsce tego incydentu to Łęg (niegdyś wieś, a dziś najbardziej wysu-nięta na wschód dzielnica miasta Włocławek). Jednak potem okazało się co innego. Pod oryginalnym nagraniem filmowym, który został upubliczniony w serwisie internetowym YouTube, pojawiło się wiele komentarzy, z których można było dowiedzieć się coś więcej. Między innymi dowiedziałem się, że prawdziwym, rzeczywistym miejscem incydentu jest Nowa Sól, a nie Łęg. Udało mi się nawet ustalić dokładne położenie tego miejsca zdarzenia. Cały epizod miał miejsce na terenie dużej, pięknej i zadbanej posesji, na której znajduje się duży, funkcjonalny dom jednorodzinny.

Nie ukrywam, że miałem dobry kontakt z panem Stanisławem Barskim, któremu od czasu do czasu wysyłałem moje zdjęcia do analizy, zdjęcia, na których pojawiały się tajemnicze obiekty określane mianem UFO. Swego czasu napisałem do pana Barskiego wiadomość, w której wspomniałem o mojej miejscowości jako prawdziwe miejsce incydentu. Pan Stanisław ani nie potwierdził, ani nie zdementował (...) tej mojej wiadomości. Po prostu nie odpisał na moją wiadomość e-mail.


Przewiń stronę do góry.